top of page
Happening_Władyka_Praga_lata_90.JPG

Moje wspomnienia z Państwowego Liceum Plastycznego w Łodzi (lata 1987-1993):

Okres liceum to był trudny okres w moim życiu. Najtwardsze, pamiętam, były wtedy ściany, o które odbijały się moje potrzeby, a moją najsilniejsza potrzebą była wtedy potrzeba miłości. Pamiętam takie ściany w budynku liceum na Próchnika, które pod wpływem nacisku dłoni wprawialiśmy w drżenie. Mieliśmy z tego niesamowitą frajdę i inspiracje do fantazjowania. Fantazjowaliśmy nieustająco o przyszłości, o przeszłości, o innych krajach. Wstyd przyznać, ale najbardziej pamiętam moich kolegów i koleżanki - rozmowy z nimi, na papierosie w toaletach, w bramach kamienic, pociągach, którymi wtedy podróżowaliśmy na plenery i wycieczki. Mieliśmy wtedy tak dużo przestrzeni dla siebie...Niestety okazało się, że jest to niebezpieczne i zamieniono budynek szkolny na taki, który posiadał solidne mury.

Tak więc szkoła została przeniesiona na ulicę Lipową, na Starym Polesiu, kiedy byłam w czwartej klasie.

Gdy zdawałam egzaminy do szkoły na jedno miejsce przypadało 7-u chętnych. Szkoła była niszowa.

Nie przypominam sobie, żeby szkoła z moich licealnych czasów była tak angażowana w życie lokalne,

jak ma to miejsce dzisiaj. Byliśmy światem w świecie. Jednak braliśmy udział w happeningach artystycznych. Pamiętam wyjazd naszej klasy do Pragi z rzeźbiarzem Władysławem Władyką, gdzie przebrani w teatralne stroje, z zamazanymi na biało twarzami stawaliśmy się posągami, rzeźbami które sunęły w pochodzie przez most Karola.

Z czasów liceum posiadam relacje przyjacielskie. To są związki trwające już ponad 30 lat.

Nauczyciele byli tolerancyjni i wybaczali nam wiele. Chyba nie znali wtedy pojęcia „procesy grupowe”, jednak radzili sobie z nami, być może intuicyjnie. Bardzo ceniłam sobie, oprócz nauczycieli i nauczycielek artystów - „językowców”. Moją wychowawczynią była rusycystka, tak jak i w szkole podstawowej.

Można powiedzieć więc, że naukę języków obcych mam wpajaną od dziecka. Zdawałam również maturę z języka rosyjskiego, do której przygotowywała mnie profesor Grażyna Biskupska. Pamiętam, że byłam dobra z matematyki, jednak w ostatniej chwili stchórzyłam i zmieniłam deklarację odnośnie maturalnego egzaminu ustnego. Dzisiaj nie do pomyślenia! Rosyjski zdałam na cztery. Próba definiowania rzeczywistości w innym, niż język ojczysty stawała się dla mnie pożądaną umiejętnością dystansowania się do oczywistości. Abstrakcyjna matematyka wówczas przegrała. Nigdy nie zapomnę lekcji języka polskiego z profesorem Stefanem Izdebskim. To jedyny nauczyciel, który postawił mi ocenę niedostateczną na półrocze i zapamiętałam to jako lekcję dla ignorantki. W głębi uwielbiałam lekcje języka polskiego z tym nauczycielem. To były poważne i rzeczowe lekcje. Natomiast moje zaangażowanie w pisanie wypracowań nie było wówczas należyte. Jak już wspomniałam interesowali mnie wtedy rówieśnicy najbardziej.

Pamiętam sytuację, kiedy najsroższa wówczas w liceum nauczycielka - profesor Urszula Kowalska okazała ogromne serce wobec naszego kolegi z klasy, który krótko mówiąc zaniedbał swoje obowiązki i w wyniku naszej wspólnej klasowej prośby, dostał od Pani Uli drugą szansę. Pani profesor sprawdzała naszą wiedzę gruntownie i systematycznie. Mówi się, ze nauka języka w szkole nic nie daje. Też tak myślałam, dopóki nie zaczęłam podróżować, a podróżuję w każdej wolnej chwili. Wielokrotnie przekonałam się, że język niemiecki wciąż gdzieś tam jest w mojej głowie, gdyż po wielu latach tej przygody z niemieckim w liceum i na studiach rozpoznaję znaczenie niemieckich zwrotów i mam wrażenie, że wystarczy odpowiedni impuls, aby tę wiedzę ugruntować. Jeszcze do niemieckiego nie wróciłam, ale nauka języków obcych obecnie jest moim hobby. Profesor Teresa Szumigaj prowadziła malarstwo w mojej grupie. Na przykładach moich prac omawiała zasady kompozycji. Tych zasad uczył mnie profesor Witold Justyna na podstawach projektowania. Nie będę udawać, że te lekcje pamiętam, ale pewne jest, że ci ludzie nauczyli mnie podstaw komponowania.

Do rzeźby zachęcił mnie profesor Mieczysław Pąśko. Miałam z nim zajęcia w ostatniej klasie. Kiedyś powiedział „Dziewczyno! Ty masz talent rzeźbiarski! Nie zmarnuj tego!”. Nikt wcześniej nie zwrócił na mnie uwagi w taki sposób. Bardzo sobie to wzięłam do serca i mimo że klasa maturalna była najbardziej rozrywkowym okresem w moim życiu, byłam w stanie sama przygotować teczkę na studia i zdałam na uczelnię gdańską, dzisiaj Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku, gdzie studiowałam na Wydziale rzeźby przez kolejnych pięć lat. Lekcja z tego taka - masa jest po to, aby wydobywać z niej skarby. Skarby łatwo zauważyć, ale ciężko „wyrwać” z masy. No i ciężko było.. Czułam, że odstaję. Robiłam świetne szkice, ale miałam problemy z pracami studyjnymi. Dwa lata w pracowni podstaw rzeźby u profesora Mariusza Kulpy i nadrobiłam. Osiem razy studium postaci w skali 1:1 dały mi podstawy do nauczania tego przedmiotu w moim rodzimym Liceum Plastycznym. Glina jest moją fascynacją. Czuję, że jestem we właściwym miejscu.

Patrząc na młodzież dzisiaj mam wrażenie, że jest ona mniej zależna od decyzji dorosłych, choć nam może wydawać się, że jest odwrotnie. Świat zmienił się wraz z upowszechnieniem technologii cyfrowych.

To ich znajomość daje możliwości bycia niezależną/niezależnym. Dzięki pracy w szkole mam styczność z technologiami cyfrowymi i nie ukrywam, że jest to wartość dodana w mojej pracy zawodowej. Interesuje mnie to.

Kiedy myślę o Jubileuszu Szkoły, mam uczucia ambiwalentne. Z jednej strony cieszę się, że pracuję

i należę do społeczności która dorobiła się już historii z przełomu wieków. Z drugiej strony czuję smutek z powodu upływu czasu. Nachodzą mnie refleksje. Na pytanie, jakie cechy w artyście cenię najbardziej odpowiem, że uporządkowanie. To brzmi absurdalnie, jednak decyduję się na wskazanie tej właśnie cechy, z uwagi kontrę w stosunku do wszechogarniającej destabilizacji. Uporządkowanie i wrażliwość, balansowanie pomiędzy tymi dwoma obszarami wydaje mi się dzisiaj największą sztuką.

Z okazji Jubileuszu szkoły chciałabym życzyć uczniom dorobienia się takich wspomnień z lekcji,

których nie da się pielęgnować bezrefleksyjnie.

Joanna Kierzkowska- Kłys

bottom of page